Program społeczno-gospodarczy Janusza Korwin-Mikkego. Nowy wspaniały świat, czy utopia?

 

W dzisiejszej notce chciałbym dokonać osobistej, subiektywnej oceny pewnego prądu politycznego, jakim jest tzw. "korwinizm". Czy ruch skupiony wokół Nowej Prawicy odwołuje się do szlachetnych wzorców, czy ma szansę na sukces, czy jest odpowiedzią na problemy społeczno-gospodarcze, czy jej postulaty są możliwe do wprowadzenia dziś, tu i teraz? Chciałbym jasno podkreślić, odpowiedź jest bardzo złożona i niejednoznaczna.

Świat marzeń Janusza Korwin-Mikkego jest krainą wiecznej sprawiedliwości i szczęśliwości, w której chętnie bym zamieszkał, bardzo chętnie, oddałbym wszystko, żeby tak był poukładany świat. Że ten kto najwięcej pracuje, najwięcej zarabia, że pracy, dzięki likwidacji biurokracji będzie aż nadto i dla każdego wystarczy. Że państwo nie będzie musiało wydawać na socjal, bo każdy będzie zarabiał wystarczająco dużo. Że kobiety będą mogły wychowywać dzieci w domu, bo bandyckie podatki zostaną zniesione i do utrzymania rodziny starczy pensja ojca. Że klasa urzędnicza przestanie ssać z publicznego "cyca", bo będzie zwyczajnie niepotrzebna. Że choć może i w pracy będzie wyzysk i niełatwo, to przecież po pracy będziemy panami życia z powodu niskich cen towarów i usług. A i po kilku latach pracy pieniądze zawsze będą mogły pracować same na siebie. Że człowiek będzie absolutnie wolny, że państwo się odczepi od jego rodziny, dzieci, nie zachce jej indoktrynować i wychowywać. Że państwo przestanie traktować obywateli jak półniewolnicze bydło, które się prowadzi na rzeź. A i motłoch, dzisiaj omamiony środkami masowego przekazu nie będzie miał większego wpływu na władzę, gdyż zapanuje dziedziczna monarchia. Że nawet ci biedni, chorzy i opuszczeni będą mieli lepiej, niż dziś, bo wesprze ich bogata, lokalna społeczność, lepiej znająca się na potrzebach ubogich, niż urzędnik szczebla centralnego. Że państwo oszczędzając na wszystkim innym, będzie miało większe środki na obronność i wojsko, umacniając swoje granice. Całość jest przyprawiona konserwatywnym światopoglądem w sferze obyczajowości. Ogólnie człowiek dobry ma mieć dobrze, a zły ma mieć źle. To tak tylko w największym skrócie.

Powyższy opis jest sielanką, pobudza do myślenia, jest bardzo atrakcyjny. Ale czy świat idealny kiedykolwiek istniał? I czy kiedykolwiek może istnieć? Czy można go zaprogramować czerpiąc z jakiejś ideologii? Komuniści też chcieli powszechnej szczęśliwości i dobra dla każdego. W teorii tak było, w praktyce się nie sprawdziło. Nie tylko nie było powszechnego szczęścia, była powszechna tragedia.

Moim zdaniem ideologia Nowej Prawicy miałaby rację bytu tylko w świecie, który w całości popierałby prawicowe gospodarczo reguły. Świecie w którym państwa narodowe respektowałaby tylko i wyłącznie "niewidzialną rękę rynku", świecie w którym pieniądz miałby realną wartość, a nie byłby papierkiem który można w nieskończoność dodrukowywać, zadłużając przy tym na potęgę cały świat. Świecie, w którym agencje ratingowe nie trzęsą jednym pociągnięciem pióra całym rynkiem światowym i nie są poddane korupcji, dostrzegając rzeczywiste zagrożenia ekonomiczne, takie jak upadek Lehman Brothers i całego rynku nieruchomości Stanów Zjednoczonych w 2008 roku.

Po transformacji ustrojowej w 1989 wielu wiele mitów nurtu neoliberalnego stało się obowiązujące. Że wchodzimy w okres gospodarki rynkowej, wolnego rynku, że warto prywatyzować, że pieniądz nie ma narodowości. Obecny kryzys finansowy chyba ostatecznie te bajki rozwiał. Żyjemy w systemie kompradorskim w którym władzę i pieniądze mają nie ci co najwięcej pracowali, a ci co najgorliwiej spełniali polecenia moskiewskiego okupanta przed 1989 rokiem. Prywatyzacja miała uzdrowić polską gospodarkę. W większości okazała się rabunkowym przedsięwzięciem, pakującym w kieszenie postkomunistycznej sitwy i zdrajców ideałów Solidarności cały majątek narodowy Polaków, doszczętnie dziś zniszczony. Padł też mit pieniądza bez narodowości. Wiele z polskich firm było "sprywatyzowanych" w taki sposób, że trafiło w ręce państwowego właściciela, tyle że z zagranicy. Albo też rzeczywiście w ręce prywatne, tyle że pod kontrolą państwowego lobby. W rezultacie "wolnego rynku" mamy taką sytuację, że włoski FIAT przenosi produkcję z Polski do Włoch, by zapewnić pracę własnym obywatelom i to pomimo niższych kosztów produkcji w Polsce. Polskie stocznie, perła w koronie naszej gospodarki nie istnieją. Nie istnieje już tysiące innych zakładów pracy. Oddaliśmy wszystko, wraz z tak strategicznym sektorem, jak bankowość.

Dlaczego Polskę spotkało takie spustoszenie. Uważam, że jest to wynik wprowadzanych na hurra, zbyt daleko idących reform Balcerowicza, tak na marginesie człowieka przysłanego nam znikąd, być może celowo przez zachodnich ekonomistów. Polska, która z miejsca, bez żadnych doświadczeń, stała się krajem wolnorynkowym, przestała być konkurencyjna w stosunku do krajów Europy Zachodniej. Raz, że z powodu zacofanego sowieckiego przemysłu, a dwa z powodu kolonizacji dokonanej przez socjalistyczne państwa Europy, uczące nas liberalizmu gospodarczego. Do czego zmierzam. W socjalistycznym świecie, który nas otacza, w dobie państw narodowych, które także w ramach Unii Europejskiej, dążą do pomyślności tylko dla własnych obywateli, robienie z Polski jedynego kraju w pełni liberalnego gospodarczo jest niebezpieczne.

Podejrzewam, że państwowe firmy zagraniczne pod płaszczykiem "prywatnego właściciela" doprowadziłyby Polaków do zupełnego niewolnictwa, z jeszcze bardziej wydłużonym czasem pracy i jeszcze mniejszymi płacami, samemu zaś zyski wyprowadzając za granicę. Stalibyśmy się kolonią Europy, która mogłaby się u nas tanio zaopatrywać w montowane produkty finalne. Polacy mieliby też drożyznę z powodu kontroli naszego rolnictwa i supermarketów przez zachodnie koncerny. A na szpitale i leczenie nie byłoby wszystkich stać. 

Chciałbym bardzo jasno stwierdzić, jakkolwiek bardzo sobie chwalę wolnorynkowy model gospodarki, o tyle sądzę, że jego wprowadzenie w Polsce, przy socjalistycznej Europie to samobójstwo. Być może moje przewidywania są przesadzone, no ale jak pisałem to moja subiektywna ocena. Równie dobrze system popierany przez Nową Prawicę mógłby powodować powszechną szczęśliwość, lepszą efektywność pracy, rozwój nauki i technologii. Ale to tylko wtedy, gdy ten model zostanie przyjęty i respektowany przez więcej, niż jedno państwo. Tak też przecież było do XIX wieku, w okresie industrializacji zapewniającej ogromny rozwój gospodarczo-naukowy Europie. Z drugiej jednak strony tak sobie myślę, skoro stare systemy społeczno-gospodarcze były tak dobre, to dlaczego ktoś wpadł na szatański pomysł komunizmu? Może jednak istniał wyzysk, może wcale nie był dobry dla tych, którzy byli mu poddani. Może było tak, że ci co najwięcej pracowali wcale najwięcej nie zarabiali? Dlaczego też obalono monarchie, skoro według Janusza Korwin-Mikke były tak dobre? A może nie były wcale tak dobre, tak samo, jak dobra nie jest demokracja. A może rację miał Winston Churchill, mówiąc, że demokracja to najgorszy sytem na świecie, ale lepszego dotąd nie wymyślono?

Powiem szczerze, nie rozumiem ślepej wiary środowiska Nowej Prawicy w wyższość kapitału prywatnego nad państwowym. Oczywiście w większości tak jest, tylko czy zawsze? I czy zawsze interwencjonizm państwowy w gospodarce jest zły, zwłaszcza w czasach konkurujących między sobą socjalistycznych państw europejskich? Dodam więcej, państwowe finansowanie może być w pewnych przypadkach wręcz konieczne, bo pozwala na zgromadzenie znacznego, własnego i co najważniejsze niezależnego od obcych kapitału, czasami niedostępnego na rodzimym wolnym rynku. Wolałbym, żeby państwo było traktowane nie jako nasz opiekun, ale idąc tropem Ryszrda Opary, jako Spółka Akcyjna, pomnażająca zyski obywateli.

Co jednak cenię w programie politycznym Janusza Korwin-Mikkego? Przede wszystkim postulaty dążące do szeroko pojętej deregulacji, całkowitego uwolnienia małego i średniego biznesu. Podobają mi się postulaty obniżenia podatków, redukcji do minimum represyjnego aparatu urzędniczego, likwidacji wielu absurdów naszego życia.

Podpisuję się obiema rękoma pod programem światopoglądowym Nowej Prawicy, prezentującego konserwatywne, chrześcijańskie wartości. Popieram reformę sądownictwa, wojska. Popieram dążenie do wolności osobistej, decydowania samemu o swoim losie. Popieram walkę z  takimi nonsensami, jak przymusowe ubezpieczenia, przymusowy ZUS, przymus szkolny, przymusowe szczepienia, nakaz zapinania pasów w samochodzie, zakazy posiadania narkotyków, wszelkie uprawnienia, zgody na wycięcie drzewa we własnym ogródku i tym podobne.

Jak zatem widać, Polska potrzebuje takiej siły politycznej, która będzie całkowitym zaprzeczeniem Platformy Obywatelskiej. Partia ta, która uważa się za liberalną gospodarczo jest aż za bardzo liberalna gospodarczo, tam gdzie być nie powinna, czyli w dzikiej prywatyzacji majątku narodowego, udowadniając to już za czasów UD i UW. I nie jest liberalna gospodarczo, tam gdzie być powinna, czyli w dziedzinie małych i średnich przedsiębiorstw, podatków, "taniego państwa", poziomu długu publicznego. I moim zdaniem, Nowa Prawica ma szansę się taką antyplatformą niedługo stać, jeśli tylko zmieni swoje podejście do makroekonomii. Nie chodzi o zmianę poglądów, one są słuszne, tylko moim zdaniem nieskuteczne na dziś, przy takiej konstrukcji obecnego świata. I jeżeli ktoś myśli, że robiąc z Polski "zieloną wyspę" liberalizmu gospodarczego na socjalistycznym morzu, da szczęście naszym obywatelom, to wełdug mnie jest utopistą.

Powtarzam, według mnie. To jedynie moje subiektywne zdanie, proszę nie przyjąć tego jako wymądrzanie się.

Źródło grafiki: http://g.gazetaprawna.pl/p/_wspolne/pliki/560000/560285-prezes-nowej-prawicy-janusz-korwin-mikke.jpg